Jak wyglądała moja nauka orientacji przestrzennej

Cześć!
Cieszę się, że tu jesteście.
W ostatnim wpisie opowiadałam Wam ogólnie o nauce orientacji przestrzennej u osób niewidomych, a dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami z tym związanymi. Opowiem jak wyglądała moja nauka orientacji przestrzennej, jak to wygląda teraz, oraz jakie bariery napotykam na swojej drodze.
Chciałabym także powiedzieć co w tej nauce jest dla mnie najtrudniejsze.
Warto podkreślić, że każda osoba niewidoma uczy się orientacji przestrzennej w innym tempie, bo każdy człowiek ma różne zdolności do przyswajania nowych umiejętności. Tak samo jest w przypadku osób widzących – jedni mają lepszą orientację, inni gorszą.
Każdy mózg jest inny i różni się sposobem przetwarzania informacji. Jedni lepiej radzą sobie w orientacji przestrzennej, inni w innych obszarach. Ważne, że każdy ma swoje mocne strony i rozwija się we własnym tempie.
Jeśli chodzi o moją naukę orientacji przestrzennej, zaczęła się ona gdy miałam 7 lat. Jak już wcześniej wspomniałam uczyłam się w ośrodku dla niewidomych w Laskach, gdzie mieszkałam w internacie i miałam zajęcia z instruktorem orientacji średnio raz w tygodniu.
Na początku poznawałam swoją grupę, w której mieszkałam, cały internat, a następnie musiałam nauczyć się drogi z internatu do szkoły i z powrotem. Pani, która prowadziła moje zajęcia kładła duży nacisk na znajomość kierunków takich jak: lewa, prawa, a także na rozumienie pojęć takich jak: nad, pod przed i inne.
Oczywiście była także wspomniana wcześniej nauka chodzenia z przewodnikiem widzącym. Moja mama jako osoba widząca musiała również nauczyć się jak poruszać się ze mną. Rodzice osób niewidomych często nie znają prawidłowych technik poruszania się z osobą niewidomą. Dlatego tak ważne jest, aby od samego początku zwracać na to uwagę i odpowiednio przygotować obie strony do takiej współpracy.
Naukę chodzenia z laską zaczęłam od poruszania się po budynku, głównie po internacie. Uczyłam się różnych technik jak chodzić po schodach z użyciem białej laski oraz jak trzymać laskę gdy idę po powierzchniach płaskich.
Uczyłam się także technik ochronnych, by idąc bez laski unikać uderzeń w wystające przedmioty.
Kiedy poznałam swoje najbliższe otoczenie zaczęłam wychodzić z laską na zewnątrz. Oprócz wspomnianej drogi ze szkoły do internatu musiałam nauczyć się również innych miejsc w ośrodku.
Za nim jednak zaczynałam uczyć się danej trasy pani pokazywała mi brajlowskie plany i mapy, które miały pomóc zobrazować miejsce, które będę poznawać. Przyznam szczerze, że nie był to mój ulubiony element zajęć z orientacji, ponieważ od zawsze miałam duży problem z czytaniem map czy planów i odnajdywaniem na nich poszukiwanego obiektu.
Ja zawsze wolałam przejść do danego miejsca w praktyce, po prostu osobiście je poznać. W ten sposób było mi łatwiej.
Dla mnie barierą były także kierunki geograficzne wprowadzane na zajęciach wschód, zachód, północ, południe. Do dziś trudno mi zrozumieć, kiedy ktoś mówi, że coś jest na wschód lub na zachód. Wolę gdy ktoś mówi, że coś jest po lewej, po prawej, albo przede mną i tak dalej.
Gdy już poznałam najbliższe otoczenie zaczęła się nauka trasy na przystanek autobusowy w Laskach, a potem przechodzenie przez jezdnię oraz wsiadania i wysiadania z autobusu.
Po opanowaniu tych podstawowych umiejętności zaczęłam wyjeżdżać do Warszawy, gdzie wraz z instruktorem orientacji stopniowo poznawałam coraz większe przestrzenie takie jak: ulice, skrzyżowania, przejścia dla pieszych, dworce, przejścia podziemne, a także środki transportu takie jak: tramwaje, metro i pociągi.
Największą trudność stanowiła dla mnie wspomniana w poprzednim wpisie nauka przechodzenia przez ulice, gdzie trzeba zidentyfikować kiedy jest światło zielone, a kiedy czerwone. Jeśli na danym przejściu była sygnalizacja dźwiękowa nie stanowiło to większego problemu. Gdy jednak tej sygnalizacji brakowało, musiałam poznać wspomnianą już zasadę ruchu samochodów.
Niestety, muszę przyznać szczerze, że do dziś miewam z tym problem. Po mimo, że znam wspomnianą zasadę zdarza się, że trudno mi ją zidentyfikować i wtedy korzystam z pomocy innych przechodniów.
Bardzo dużą barierą szczególnie na początku było dla mnie proszenie o pomoc – za równo na ulicy, gdy musiałam zapytać o drogę, jak i w sklepach czy innych miejscach. Był też taki moment, kiedy wstydziłam się wychodzić z białą laską, ponieważ byłam przekonana, że ludzie będą na mnie patrzeć i będzie to źle wyglądało.
Na szczęście podczas zajęć z orientacji udało mi się stopniowo przełamać te bariery.
Dziś nie mam z tym żadnych problemów. Biała laska towarzyszy mi w każdej samodzielnej podróży.
Obecnie największą trudność stanowi dla mnie to, że gdy chcę udać się gdzieś pieszo lub nawet komunikacją miejską, najpierw muszę nauczyć się danej trasy. Jeśli nie mam takiej możliwości biorę przewodnika widzącego lub korzystam z taksówki. Choć mieszkając w Warszawie to drugie rozwiązanie stosuję znacznie częściej.
No i wciąż jest tak, że kiedy trafiam do nowych miejsc muszę prosić kogoś o pomoc, bo trudno jest nauczyć się wszystkiego od razu. Czasem jest to frustrujące, bo wiem, że każdy nowy punkt w przestrzeni wymaga od nowa zaangażowania w naukę.
Moja nauka orientacji w Laskach zakończyła się w ostatniej klasie szkoły średniej. Nie oznacza to jednak, że dziś już nie muszę się uczyć orientacji. Jako osoba dorosła mam teraz możliwość kontynuowania nauki w organizacjach takich jak Fundacja Vismaior czy czasem Polski Związek Niewidomych, a także ośrodek w Laskach, w którym kiedyś się uczyłam, a obecnie pracuję.
Dziś to już wszystko. Dzięki, że byliście ze mną.
Dajcie znać w komentarzach, co o tym sądzicie. A może są tu osoby niewidome, które chciałyby podzielić się swoim doświadczeniem z nauki orientacji.
Czekam na Wasze komentarze. A tymczasem do zobaczenia w kolejnym wpisie.

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content